Mówiliśmy na niego Pinochet Drukuj Wyślij znajomemu
Oceny: / 10
KiepskiBardzo dobry 
Z prasy - Rzeczpospolita
12.07.2008.

    Dla Czesława Małkowskiego, prezydenta Olsztyna, władza była sensem życia. Dla niej niszczył najbliższych kolegów

    Słoneczne letnie popołudnie 2000 roku. Czesław Małkowski jedzie czerwonym fordem escortem przez centrum Olsztyna. Widzi, że jadący przed nim samochód zatrzymuje się przed przejściem dla pieszych. Wymija go. Auto z impetem uderza w siedmioletnią dziewczynkę. Dziecko trafia do szpitala. Sprawę Małkowskiego prowadzi młody asesor, który zarzuca mu przestępstwo umyślne. W uzasadnieniu zarzutów pisze, że Małkowski widział, że jadący przed prawym pasem samochód zatrzymuje się przed przejściem, więc powinien zrobić to samo. Ale w sądzie zamiast asesora akt oskarżenia przedstawia jego starszy kolega. – Tak zdecydowali wtedy przełożeni – opowiada ówczesny asesor.

    Prokuratura godzi się podczas rozprawy na warunkowe umorzenie postępowania. W zamian Małkowski płaci dziecku odszkodowanie. – To była farsa, za takie przestępstwo dostaje się wyrok – mówi nasz rozmówca.

    Szczeble kariery

    Dzień później Małkowski zostaje wybrany przez radę miasta na prezydenta Olsztyna. Gdyby został skazany, nie mógłby objąć tego urzędu.Małkowski urodził się w wiosce na Kurpiach. Dzieciństwo i młodość spędził w leżącym 40 km od Olsztyna Pasymiu. Studiował historię w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie. Zaraz po studiach został sekretarzem Komitetu Gminnego PZPR w Wielbarku. – W latach 80. wikarym był tam ksiądz Lech Lachowicz, przyjaciel ks. Jerzego Popiełuszki. Lachowicz odprawiał w Wielbarku msze w intencji narodu. – Byli aktorzy, przyciemniane światła, pieśni patriotyczne – opowiada mieszkaniec Wielbarku.

Ksiądz Lachowicz: – Miałem przypuszczenia, że Małkowski na mnie donosi SB. Chciałem zdobyć dowód. Umówiłem się z nim w karczmie. Wcześniej znajomemu kelnerowi powiedziałem, że ma nagrać naszą rozmowę na magnetofon.

Ale kelner wcisnął zły przycisk. Nic się nie nagrało. – Zapytałem Małkowskiego, dlaczego mnie tak nie lubi i na mnie donosi. Odparł: – Ostatni raz powiedziałem tylko, że na 11 listopada ksiądz nie miał w kazaniu żadnych treści politycznych.

Po tym spotkaniu ks. Lachowicz został przeniesiony przez kurię pod Gołdap.

– Ktoś mi w tym pomógł. Czy był to Małkowski? Dowodów nie mam, są tylko przypuszczenia. Ale nawet pod Gołdapią dalej odprawiałem msze w intencji narodu – mówi.

    W 1980 roku odbywają się wybory do Sejmu. W Wielbarku frekwencja była słaba. Małkowski odpowiadał za przebieg wyborów i poniósł klęskę – opowiada znajomy Małkowskiego z lat 80. – Myśleliśmy wtedy, że to już koniec Czesława. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy się dowiedzieliśmy, że zostaje przeniesiony do Olsztyna, do cenzury.

    W 1988 roku Czesław Małkowski zostaje szefem Wojewódzkiego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Pracuje tam do 1990 roku, czyli do czasu zlikwidowania cenzury. – Odchodząc z pracy, Małkowski wziął ze sobą ostatni zeszyt z wpisami cenzorskimi. Do dziś ma go w domu – opowiada znajomy prezydenta Olsztyna.

    O pracę w Olsztynie na początku lat 90. jest ciężko. Z pomocą spieszy wojewódzki kurator oświaty Grażyna Langowska, późniejsza posłanka OKP.

Dzięki jej wstawiennictwu Małkowski dostaje pracę w szkole podstawowej jako nauczyciel historii. – Wiedział, że musi wykorzystać szansę. Może dlatego był tak zaangażowany w życie szkoły. Często udzielał się przy organizacji różnego rodzaju akademii – opowiada były dyrektor szkoły, w której pracował Małkowski. – Czesław miał grono koleżanek, z którymi się trzymał. Nazywaliśmy ich kółkiem różańcowym.

    Małkowski zapisał się też do SdRP. – Chyba nikt by o nim nigdy nie usłyszał, gdyby nie pewne zdarzenie z lata 1998 roku – opowiada były działacz SLD. – Kilku działaczy namówiło wtedy Małkowskiego, by wystartował w wyborach do rady miasta. On początkowo nie chciał. Bał się, że ludzie zaczną wypytywać o jego przeszłość, o cenzurę. W końcu jednak dał się namówić.

    Po wyborach samorządowych w 1998 roku w olsztyńskiej radzie miasta większość miały komitety prawicy i UW. – Ale jak to z prawicą bywa, szybko zaczęli się kłócić i myśmy wykorzystali tę szansę – opowiada były radny SLD.

    Lewica dogadała się z UW. Powstała nowa koalicja w radzie miasta i zarządzie miasta. Był 2000 rok. Małkowski został przewodniczącym rady. – Ale on chciał iść wyżej – opowiada Bogdan Pierechod, były radny SLD.

    W 2001 roku Małkowski został prezydentem Olsztyna. Rok później SLD szło po władzę w samorządach. Olsztyńska lewica miała dwóch kandydatów na prezydenta – senatora Janusza Lorenza i Czesława Małkowskiego. O tym, który z nich będzie reprezentował lewicę w wyborach, zdecydowała rada wojewódzka SLD. – Postawiłem na Małkowskiego. Wtedy wydawało mi się, że był to najlepszy wybór. Teraz wiem, że to był błąd – opowiada Stanisław Szatkowski, w 2002 roku szef SLD na Warmii i Mazurach. W Małkowskiego nie wierzył jednak Leszek Miller, szef SLD. – Zapytał mnie, czy jestem pewien tej kandydatury. Odpowiedziałem: tak. Dziś tego żałuję – wspomina Szatkowski.

Małkowski zostaje prezydentem Olsztyna.

    Permanentna kampania wyborcza

    Początkowo rządy Małkowskiego w ratuszu przypominały sielankę. W radzie większość ma koalicja SLD i UW. Pracą merytoryczną zajmują się zastępcy Małkowskiego Piotr Grzymowicz i Zbigniew Karpowicz oraz urzędnicy.

    Grzymowicz odpowiadał za inwestycje. Karpowicz zajmował się oświatą i sportem. A prezydent Olsztyna poświęcał się promocji własnej osoby. Jak mówi radny SLD, „Małkowski kochał władzę. Wiedział, że może się przy niej utrzymać tylko dzięki permanentnej kampanii wyborczej”. Chodził na spotkania związku kombatantów, bywał u rencistów, na posiedzeniach rady osiedla czy urodzinach jakiegoś ważnego mieszkańca Olsztyna. Na miejskich słupach ogłoszeniowych wiszą plakaty z wielkim nagłówkiem „Czesław Jerzy Małkowski, prezydent Olsztyna, zaprasza”: a to na koncert w przyzamkowym amfiteatrze, a to na występ zespołu cygańskiego, a to na jakąś inną imprezę, pod jego honorowym patronatem.

– Patronat Małkowskiego otwierał w mieście wiele drzwi. Bez niego nie można było praktycznie nic zrobić – opowiada Piotr Czuryło, były właściciel jednego z bardziej znanych klubów nocnych w Olsztynie Come In.

    Wieloletni radny miejski: – Dzięki temu, że na mieście wisiały plakaty, na których Małkowski zapraszał na imprezę, ludzie mieli wrażenie, że bez prezydenta nic się w mieście nie jest w stanie wydarzyć. Myśleli tak: mamy koncert dzięki Małkowskiemu, latem Starówka żyje dzięki Małkowskiemu. Wykorzystał publiczny urząd do promocji własnej osoby.

Wieczorami w gabinecie prezydenta często paliło się światło. – Bywał w ratuszu do późnych godzin nocnych. Mówił, że w tym czasie pracował – opowiada pracownik ratusza. Dziś już wiadomo, że przynajmniej część tych posiedzeń była przez Małkowskiego wykorzystywana do zupełnie innych celów.

    Mimo zajmowanego stanowiska Małkowski nigdy się nie wyprowadził ze swojego mieszkania na Nagórkach, w bloku z wielkiej płyty. – To też było pod publiczkę. Małkowski zawsze powtarzał, że nie ma pieniędzy, że żyje skromnie – opowiada były kolega Małkowskiego.

    Prezydent Olsztyna dbał też o dobry kontakt z miejscową policją, prokuraturą i sądem. Przez lata obdarował olsztyńskie organy sprawiedliwości i ścigania licznymi prezentami. „Rzeczpospolitej” udało się poznać najważniejsze z nich.

Jeszcze do 2006 roku prokuratury rejonowe Olsztyn-Północ i Południe mieściły się w jednym budynku. – Szukaliśmy lokalu, do którego moglibyśmy przenieść jedną z prokuratur. Wtedy prezydent zaproponował nam, że odda za darmo były internat przy ul. Kopernika w samym centrum Olsztyna – opowiada nam jeden z prokuratorów.

Po remoncie do budynku przeniosła się prokuratura Olsztyn-Południe. Dlaczego akurat ta? – Bo swoim zasięgiem działania obejmuje wszystkie urzędy w mieście. W tym ratusz – mówi jeden z prokuratorów.Jak twierdzą nasi informatorzy z ratusza, budynek byłby dziś wart ponad 1 mln zł.

– Miasto mogło zarobić na jego sprzedaży krocie. Nie dostało nic – opowiada nam urzędnik ratusza.

    Małkowski obdarował też olsztyński sąd. Wynajął mu pomieszczenia w kamienicy w centrum miasta. Wcześniej mieściła się w niej straż miejska. Dziś straż musi wynajmować pomieszczenia od NBP i płacić czynsz. – Wcześniej nie musieliśmy, bo lokale były własnością miasta – mówi Jarosław Lipiński, zastępca komendanta straży miejskiej.

    Na hojności Małkowskiego skorzystała też policja. – Co roku w budżecie były zapisane dla nich jakieś pieniądze – mówi Zbigniew Dąbkowski, przewodniczący rady miasta. W 2008 roku z kasy ratusza policja ma dostać 1 mln zł. Na co? – Kupno samochodów i remont pomieszczeń – stwierdza Dąbkowski. W 2006 roku ponad 1 mln zł Małkowski dał z budżetu miasta na remont Komendy Miejskiej Policji.

– Nie powinniśmy tego robić. Komenda mieści się w zabytkowym budynku. Policja dostałaby na remont pomieszczeń dofinansowanie z Unii. Musiała jednak napisać wniosek. Zamiast tego prezydent obiecał im dofinansowanie z kasy miasta – mówi Piotr Grzymowicz. W lutym tego roku Komenda Wojewódzka Policji chwaliła się nowoczesnym sprzętem laboratoryjnym. Kosztował 450 tys. zł. Jednym ze sponsorów był olsztyński ratusz. – Finansowanie policji nie leży w kompetencjach samorządu. Prezydent jednak obiecuje te kwoty, a radę stawia później przed faktem dokonanym – mówi Dąbkowski.

Niedawno „Rzeczpospolita” ujawniła, że Małkowski rozdawał policjantom mieszkania komunalne.

    Małkowski szybko zrozumiał, że SLD może być dla niego kulą u nogi. – Nie był nigdy człowiekiem idei – mówi były działacz SLD. – Małkowski to typowy koniunkturalista.

Kiedy w 2005 roku SLD chyliło się ku upadkowi, Małkowski rzucił legitymacją partyjną. Na zjeździe partii krzyczał: – Odchodzę, bo nie walczycie z korupcją.

Polityk SLD: – To całe gadanie o korupcji to był tylko pretekst. Małkowski odszedł, bo wiedział, że pod szyldem SLD nie uda mu się już wygrać wyborów.

    Latem 2006 roku Małkowski zakłada własny komitet wyborczy Po Prostu Olsztyn.

– To są bezpartyjni fachowcy – przekonywał wtedy. Prawica znów do wyborów staje podzielona i Małkowski wygrywa w pierwszej turze.

– Nie da się ukryć, że w kampanii pomógł mu bardzo Kościół – opowiada działacz SLD.

Małkowski, jak tylko został prezydentem, zaczął się pokazywać z dostojnikami kościelnymi.         Księża dostawali od niego fundusze na oświetlenie kościołów czy remont organów. Co tydzień do najważniejszych świątyń Małkowski wysyłał kwiaty. Na Kościół przez sześć lat rządów Małkowskiego poszło kilka milionów złotych.

    W 2007 roku dał też 25 tys. zł na obchody rocznicy założenia „Posłańca Warmińskiego”, pisma wydawanego przez kurię. W latach 80. Małkowski zajmował się jego cenzurowaniem.

Tuż przed Bożym Narodzeniem 2007 roku w „Posłańcu” ukazuje się sponsorowany artykuł. Płaci ratusz, a Małkowski opowiada w nim o rodzinnych świętach.

    Czarne chmury nad prezydentem

    W 2006 roku Małkowski wygrywa wybory, ale w radzie nie ma wystarczającego poparcia. Dziesięciu radnych ma PO, sześciu PiS, czterech LiD i pięciu komitet prezydenta Po Prostu Olsztyn. – Małkowski zaproponował nam utworzenie koalicji i stanowiska wszystkich wiceprezydentów – wspomina Dąbkowski.

    Z komitetu Małkowskiego do rady miasta wszedł Grzymowicz, dotychczasowy wiceprezydent Olsztyna. Dzięki jego zaangażowaniu powstały nowe inwestycje. Małkowski tylko przecinał wstęgi. – Przed wyborami mówił mi, że zostanę ponownie wiceprezydentem. Po wyborach pytam go, czy nic się nie zmieniło. Zapewniał, że nie – wspomina Grzymowicz.

O tym, że nie będzie wiceprezydentem, dowiedział się od dziennikarzy. – Stało się to już po tym, jak zrzekłem się mandatu radnego. Poszedłem do Małkowskiego i pytam go, a on mówi mi: wiesz, ja muszę się z nimi dogadać, bo inaczej oni mnie w radzie zablokują – wspomina Grzymowicz.

    Ostatecznie Małkowski nie odwołuje Grzymowicza. Po pół roku Grzymowicz zwołuje konferencję prasową i ze szczegółami opowiada o ustawionych konkursach na nowych pracowników i o nieprawidłowościach w inwestycjach. Olsztyńscy prokuratorzy wzywają Grzymowicza, by powiedział jeszcze raz to samo, ale do protokołu. Śledczy prowadzą w tym czasie już kilka spraw dotyczących Małkowskiego. Zeznania Grzymowicza mogą być dla nich kluczowe. To pierwszy przypadek, kiedy bliski współpracownik Małkowskiego zeznaje przeciwko niemu. – Ale rozczarowaliśmy się. Wiemy, że Grzymowicz wie dużo więcej, ale z jakichś przyczyn nam o wszystkim nie powiedział – mówi olsztyński prokurator.

    Dziś śledztwo w sprawie Małkowskiego prowadzone jest w Prokuraturze Okręgowej w Łomży. Śledczy twierdzą, że jest bardzo rozwojowe.Jest jesień 2007 roku. Małkowskim zaczyna się interesować CBŚ. Za prezydentem Olsztyna chodzi też ABW. Agenci przychodzą nawet na sesje rady miasta.

    21 stycznia „Rzeczpospolita” w tekście „Skandal w magistracie” ujawnia, że Małkowski mógł zgwałcić jedną z urzędniczek, inne oskarżają go o molestowanie seksualne. Wybucha afera. Małkowski twierdzi, że jest niewinny. W połowie marca zatrzymuje go białostocka prokuratura. Śledczy stawiają mu zarzut zgwałcenia ciężarnej urzędniczki.

    Prezydent trafia do aresztu. W olsztyńskiej katedrze odprawiana jest msza w intencji Małkowskiego. Za pokrzywdzone kobiety księża już nie chcą się modlić. Nie chcą się też tłumaczyć z kontaktów z Małkowskim.

– Nie żałujemy koalicji z prezydentem Olsztyna. To było jedyne wyjście, jakie można było zrobić w 2007 roku, by Olsztyn się rozwijał – mówi z kolei Tomasz Głażewski, wiceprezydent Olsztyna i szef PO w Olsztynie.

    Przyjaciel Małkowskiego z czasów SLD: – Dla władzy był gotowy zrobić wszystko. Szedł do niej po trupach. W partii mówiliśmy na niego Pinochet.

Czy powinien wrócić do ratusza?

– Nawet gdyby okazał się niewinny i czysty jak łza, to jego historia w tym mieście się skończyła. W polityce nie ma już dla Małkowskiego miejsca – kończy jego przyjaciel.

Autor: Mariusz Kowalewski 

 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »